niedziela, 20 grudnia 2009

Yes, we have to dream...

...czyli świeże wrażenia z First End.


Oh! My Goddess: First End to nowelka na podstawie anime, napisana przez Yumi Tohmę, która udzieliła głosu Urd.
Wpadła w moje łapki jakieś 2 tygodnie temu, przewędrowawszy cały ocean w paczce z Hameryki. Na początek szybkie przewertowanie kartek: w oczy rzuca się zwłaszcza okładka - namalowana przez samego Kosuke Fujishimę - i ilustracje - te autorstwa Hidenoriego Matsubary. Wszystkie dopracowane, dopieszczone, delikatnie wycieniowane... miodzio!

Ale przecież nowelka to nie tylko ilustracje. Recenzje na Amazonie były mocno podzielone co do historii i przemyśleń autorki. Zgodne były tylko w jednym punkcie: postacie były świetnie oddane. A to jak wiadomo największy problem wszelkiej maści fanfików: mniej lub bardziej OOC postaci. Z lekkimi obawami wrzuciłam więc książkę do plecaka i zaczęłam czytać w drodze powrotnej z Gdańska.

W skrócie historia przedstawia się tak. Dłuższy czas po zakończeniu serii Sorezore no Tsubasa (mangi nie czytałam, więc nie potrafię dokładniej określić kiedy) Yggdrasil zaczyna głupieć. Zaczyna się od pojedynczego błędu, który jednak nie pozostaje pojedynczy na długo. Keichii ginie w wypadku, a to niemal doprowadza do zniszczenia Niebios. Belldandy, Urd, Skuld i Peorth dochodzą do wniosku, że jedynym ratunkiem jest reset systemu - przywrócenie Yggdrasila do stanu tuż sprzed zawarcia przez K1 kontraktu z Belldandy. To jednak oznacza, że i boginki nie będą niczego pamiętać. Ale jak to mówią, show must go on.
Po tym trochę zakręconym i pospiesznym początku tempo akcji wraca do tego znanego z anime. Urd jakimś cudem (jakim - tego dowiemy się pod koniec) zachowuje pamięć i dzieli się nią z siostrami. Belldandy stara się za wszelką cenę nie zbliżać do K1, by nie dopuścić do powtórzenia się sytuacji. Wkrótce jednak chłopak wpada w coraz gorsze kłopoty, wobec których nawet moc boginki Pierwszej Klasy jest bezsilna. Czyżby podczas resetu coś poszło nie tak?

Czyta się to-to bardzo przyjemnie. Jest wszystko co potrzeba: humor, spokojne, zrelaksowane sceny, ale i trochę ciarek i niepokoju. Dodajmy do tego świetnie oddanych bohaterów: gapowatego i nieśmiałego K1, ciepłą, wiecznie zatroskaną o chłopaka Bell, wiecznie przekomarzającą się parę Urd-Skuld, Peorth z jej francuskimi wtrętami... miodzio!
Jak łatwo się domyśleć - nie zgadzam się z marudnymi recenzentami z Amazonu! Rozterki sprzed powtórnego resetu (ups, wygadałam się) są jak najbardziej usprawiedliwione, biorąc pod uwagę nie tylko kilka poprzedzających je scen z książki, ale i wątpliwości z serialu.
360 stron przemknęło i.. się skończyło ;( I nawet otwarte zakończenie, dające nadzieję na nową historię nie pomaga na żal, że to już koniec.


Ale ale, na półeczce czeka Murakami, a z Amazonu dosłownie przed chwilą wysłali potwierdzenie wysłania nowelki opartej na Onegai Teacher. Żyć nie umierać - jak rzekł pewien mądry człowiek.


Cudownie, nie? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz