środa, 18 maja 2011

de-stressing in progress... |||||||................

- Oj, a co to masz w kieszeni?
- Gumę do żucia.
- Spore jak na gumę do żucia...
- Dużą gumę. (Ooki gamu...)


Kto zgadnie z czego powyższe, dostanie zakładkę :P

To tak w ramach odstresowywania się zgodnie z radą Amandy Tapping:

Q6 - @nutmastic - I'd just completed my exams and am (still) stressed out over the whole thing. What do you do to "destress"? (:
A6 - I laugh. A lot. At everything. And I play with Olivia. Cause you can't be stressed around a 6 year old. :)

(Source: TappingTuesday tweets)

Jako że sześciolatka nie mam skad wypożyczyć, pozostaje mi rechot z haremówek-romansideł. Jak nie pomoże, to zawsze jest herbata melisowo-pomarańczowa, albo i insza zielona.

A propos haremówek: powoli określam jaki jest mój ulubiony typ bohaterki ^^ to znaczy, jakie panie muszą się pojawić, żeby mnie wciągnęło :P

Tyle na dziś. Post wrocławski jeszcze dojrzewa, a na razie wzywają Indie i Ibis.

Suteki da ne...

poniedziałek, 9 maja 2011

count your blessings

To liczymy. Jak zwykle z duuużym opóźnieniem, ale jak mawia Pierwsza - liczą się intencje. I dlatego, że Akuś męczy ^^

Międzyświęcie spędziłam we Wrocławiu. Tradycyjnie już obrałam sobie za cel przegonienie Akiego po ~całym~ mieście i opłotkach, żeby się po Wielkanocnym zasiedzeniu rozruszał. Na odciski tym razem nie narzekał, więc chyba za mało jednak chodziliśmy ^^ Wpadło parę keszy, a przy okazji pękła mi pierwsza setka znalezień.

Z ciekawostek - 100. skrzynka to "Priorytetem proszę!"... Poczta Polska prześladować mnie będzie chyba już do końca życia. Razem z Miśkiewiczem. Bo przecież jesteśmy na niego "dożywotnio skazani".

O rozbieraniu na kawałki zabytkowych budowli obronnych nie wspomnę, bo nie wypada :P

Anyway, WrocLove okazał się - zgodnie z oficjalnym hasłem reklamowym - miejscem spotkań. Bo tak: w środę Pani Miszczyni doczołgała się na kawę i nawet ślubnego zaciągnęła do towarzystwa. Ja miałam lekki odlot i głupawki dostawałam, tylko już nie pamiętam po czym. Hmm... ale to musiało być coś dobrego :P W piątek Aki poszedł do pracy wybierać menu na maj (^^), więc skoczyłam do Poznania. A szafmen przyprowadził kolegę i było wesoło. Bez macania armat i zbereźnych dowcipów się nie obyło :P
Czwartek mi umknął. W czwartek Braciach for our sake przełożył lekowanie się na późniejszą godzinę i znowu skończyliśmy w herbaciarni. Brat - ja cię z tym ZOO jeszcze dopadnę!

No i sobota. Sobota to oddzielna historia. Jak już się nie udało zebrać całej ekipy w jeden dzień, to spotykaliśmy się na raty. W sobotę padło na Eks-Postrach-Klanu-Miszczynię, Lori :D Jak się duet A+D zebrał, to się postanowił zabawić cudzym kosztem. Sms z potwierdzeniem i miejscem spotkania wyglądał tak: "koordy (jej bloku). Ubierz coś, co można pobrudzić." Pięć minut później telefon. Z pytaniem, o miejsce spotkania? Nie... Gdzie leziemy, skoro pobrudzić? Nie... To by za proste było. "Jak bardzo pobrudzić?" :P Koniec końców, wylądowaliśmy - bardzo grzecznie i niebrudząco - w ogrodzie Ossolineum i na Ostrowie, ale cośmy się uśmiali to nasze.

Szkoda tylko, że Piła i spotkanie z Pierwszą nie wyszło. Ciekawe, ale nie jest mi aż tak bardzo żal. Może dlatego, że powiedziała mi kiedyś, że jak przyjdzie właściwy czas, to się spotkamy. Jakoś nie potrafię jej nie wierzyć...

Tyle tytułem zaległości (i odwlekania pisania magisterki :P)

Suteki da ne?