piątek, 18 lutego 2011

To tylko film

Bah, zabiłam herbatę. Dobrze chociaż, że to czarna, bo zielonej po przeparzeniu nie da się pić. A tak to tylko szkoda sakurowej, jeszcze z dawnej, dawnej wymianki postcrossingowej.

Ale ja nie o tym :P
To tylko film. Ile razy tak człowiekowi powtarzali, jak za bardzo przeżywał jakąś scenę, był poruszony śmiercią bohatera itd? To tylko film, on zaraz wstanie i pójdzie na kawę z tym, co go zastrzelił.
Ale przecież ktoś to musiał zagrać. I o ile śmierć od kuli nie jest taka znowu stresująca do zagrania - moim zdaniem o wiele trudniej zagrać śmierć cichą, naturalną, trzeba się bardziej przełamać - bo to jednak chyba jakaś obawa przed faktyczną śmiercią... o tyle są sceny, w których gra ociera się o samo przeżycie. Wiadomo, odgrywa się takie sceny z tymi, do których ma się zaufanie, wszyscy na planie dbają o to, by aktor/aktorka czuli się jak najbardziej komfortowo, ale mimo wszystko...
Kto ciekaw, o czym mówię: przymusowa "kąpiel" Helen w Sanctuary s2e05. Tyle.
Podziwiam, chapeaux bas i w ogóle respect dla Amandy.

Cliffhangerów nie lubię. Zwłaszcza takich w środku sezonu. I choć wiadomo, że przeżyją w ten czy inny sposób (bo na SyFy już zapowiedziało 4 sezon), to czekanie do połowy kwietnia jest wkurzające :P

Na dzisiaj chyba tyle.
Jutro robótkami się pochwalę. Bo przy dobrym serialu szybciej się dziubie, a na tapecie mała wyszywanka dla s. Tobiaszy. Tak o, za uśmiech.


Suteki da ne?

wtorek, 8 lutego 2011

O jak...

O P A T R Z N O Ś Ć


Opatrzność czyli splot mnóstwa drobiazgów, większych i mniejszych wydarzeń i okoliczności, prowadzący do pewnego spotkania.
A później, znów - chwile, zdarzenia, doświadczenia, prowadzące do stworzenia takiej właśnie, a nie innej - wyjątkowej więzi. I wzorem Lisa zostaję oswojona.

Opatrzność czyli ten podszept, który kieruje tam, gdzie czeka czyjaś ciepła dłoń, spojrzenie, słowa...


Opatrzność czyli autobus z Kóz podjeżdżający na dworzec, gdy zaczynam się rozklejać.