czwartek, 9 lutego 2012

bo H. prosił o nową notkę :)

L. zaczął odkładać fundusze na bilet do i z Poznania. Dla mnie znaczy. Taniej by mu chyba wyszło przepisać ten artykuł w bibliotece, ale kto tam zrozumie faceta.
Pan A. tak samo. Ledwo wyjechałam, już zaczął marudzić, że mam wracać. Że on nawet bilet ufunduje.
Co im odbiło? :)

Jasne, Pierwsza powiedziała mi ostatnio, że jestem cudem Bożym. Bo zaraz po urodzeniu nie oddychałam, a jednak jestem tu i trzymam się całkiem nieźle. Fakt, to cud, że stworek, któremu na początku nie za bardzo chciało się żyć (bo jak inaczej wyjaśnić ten bezdech i inne kiepskie parametry?) - że ten stworek po dwudziestu kilku latach wciąż żyje i stara się... wróć, próbuje - stara się to trochę za mocne określenie - próbuje żyć dla innych.

Tak mnie sobie Pan Bóg zaplanował. Żebym wpadła na kilka osób i przyniosła im przynajmniej troszkę radości, przynajmniej troszkę ciężaru zabrała z ich ramion. Wyznaczył mi zadanie i jeszcze trochę potrwa, zanim do końca wywiążę się z umowy.
Na razie mam wrażenie, że wciąż jestem na okresie próbnym/w trakcie szkolenia. Do prawdziwej posady brakuje mi trochę stażu i doświadczenia ;)

Mam tylko ostatnio taką cichą nadzieję, że ten Jego wynalazek (znaczy się ja) - ma wydłużoną gwarancję. Bo nie zawsze pamiętam o przestrzeganiu instrukcji obsługi. A jeśli nawet staram się pamiętać, to zawsze - ale to zawsze - przyłazi taki jeden, czarny rozczochrany, od konkurencji. Twierdzi, że on zna lepszy sposób, żeby to działało. No i człowiek daje się nabrać. A później już sam nie wie, dlaczego ta nie wszystko gra, skoro przecież przestrzega instrukcji (tej nowej)...

Na razie staram się częściej zaglądać do manuala. A w najbliższych dniach - zadzwonić, a właściwie przejść się do helpdeska. Może jeszcze gwarancja obowiązuje i naprawią mnie gratis i od ręki? ^^