sobota, 18 grudnia 2010

G.O.D.

Skąd tytuł? A bo tak ^^

Bo wczoraj na pół śpiąco doczołgałam się na zbiórkę na wyjazd do Skrzatusza (czuwanie pod hasłem Przymierz Miłość) tylko po to, żeby dowiedzieć się, że osoba dla której tam jechałam brzydko się przeziębiła. Nu ale wyjazd opłacony, to pakujem się w haftokar i jedziem.

.... (times passes)....

Wczoraj było trzy miesiące temu ^^" Ale wyjazd jeszcze pamiętam. Najważniejsze były dwie sprawy.

Sprawa uno pierwsze: do czego służy komórka czyli transmisja na żywo. I człowiek może przynajmniej "duchem" uczestniczyć w spotkaniu. I uno drugie: jakoś tak w pewnym momencie przyszło mi do głowy uzupełnienie tamtego scenariusz. Jak tylko zbiorę chęci, to może dokończę.

Bo tak poza tym, czuwanie... było. Mocno "młodzieżowe" było. Zabrakło mi chwili skupienia, wyciszenia... bo nawet w trakcie Namiotu co chwila muzyczni szaleli...
Ale poznałam człowieka :) I było miło. Pozdrawiam cię, Człowieku, jeśli akurat to przypadkiem czytasz ;)

.... (times passes)...

Back to 18th December.

A co dzisiaj?

Dłubię krzyżykowo obrazki dla babć. Jedna dostanie Maryję od Nieustającej Pomocy (ta już skończona, oprawiona), druga JP2 - to niestety wciąż na warsztacie, brązy tworzące genialny efekt sepii śnią mi się po nocach...

Tyle z tego dobrego, że dziergając, wciągam seriale.
1. Kości i House na bieżąco - w tej chwili bardziej dla zawirowań w głównych pairingach (Bones/Booth, House/Cuddy) niż dla czegokolwiek innego, ale zawsze. Szkoda, że czeka nas dłuższa świąteczna przerwa.
2. Xena - zaczynam sezon 6, ostatni. Całość mocno się zmieniła od pierwszego. Cóż, obejrzę do końca, ale na re-watche późniejsze odcinki raczej szans większych nie mają.
3. Stargate SG-1 - tak, do tego przymierzałam się od dawna. Są odcinki lepsze i gorsze, raczej oglądam dla konkretnych postaci, ew dla kosmitów, ale potrafię zrozumieć, skąd tak wielki fandom i obrona tej serii.
4. Sanctuary - jak już się stwierdziło, że ulubioną postacią w SG jest Samantha Carter, to wypada przecież sprawdzić, co Amanda Tapping jeszcze zrobiła, prawda? Pierwszy odcinek obejrzany na sieci z lektorem - wrażenie pozytywne, ale nie na tyle, żeby wciągać się w kolejny tytuł. Drugi już w oryginale - i tu wsiąkłam :P AT nadała dr Helen Magnus brytyjski akcent. Wprawdzie znawcy tematu (czyt. nativi) twierdzą, że nie do końca brytyjski i momentami uciekający, ale ja się w nim zakochałam. A odcinek 1x09 Requiem sprawił, że w moim osobistym rankingu serial ten tytuł powędrował na drugie miejsce, tuż za Dotyk Anioła. Kto ciekaw, niech obejrzy.

Po pierwsze - genialne odwrócenie sytuacji z otwarcia odcinka i nagle te same spojrzenia rozumiemy zupełnie inaczej. Po drugie samo otwarcie, przez które przez dłuższy czas czekamy na odwrócenie ról lub przynajmniej na "podzielenie się" przypadłością (kurczę, ciężko pisać, żeby nie zaspojlerować). No i po trzecie sama AT - (tu już spojlera nie uniknę) - genialna scena śmierci, jeszcze genialniejsze uśmieszki, które budzą ciary, a po chwili wyglądają najniewinniej w świecie. Czapki z głów!

Na deser taka lub inna animka. Ostatnio Yakitate! Japan - historyjka o piekarzach i chlebku i innym pieczywie. Wrażenia? Niech wystarczy za nie fakt, że nabrałam ostatnio ochoty na świeże pieczywko, takie chrupiące z zewnątrz, miękkie w środku - że zasypuję mamę ciekawostkami o chlebie - i że w poświątecznych planach mam pieczenie chleba w maszynie do ryżu :D



Tyle na dzisiaj. Już i tak długi post wyszedł i wszyscy pewnie w połowie się pospali ;)