środa, 22 czerwca 2011

tęsknię

Chyba. Nie wiem, czy mi wolno tak powiedzieć.

Bo chyba nie do końca za osobą (chociaż - może?). Raczej za głosem. Obecnością, która niesie pociechę. Za pociechą. Trochę egoistycznie.
Więc czy to jeszcze wolno nazwać tęsknieniem?


Smutno i źle. Bezwład. Do tego stopnia, że wszystko obojętnieje. Że stojąc naprzeciw jadącego wolno samochodu - nie wiem, czy bym się odsunęła.

Wiem, że to minie. Wiem, skąd się bierze.
Ale wcale nie jest przez to łatwiej.

Wcześniej napędzała mnie praca. Nowenna. A teraz?
Pozostał niepokój - przed finałowym aktem i przed późniejszym okresem przejściowym.

Przed tym zawieszeniem, gdy jedno się skończyło, a drugie jeszcze nie zaczęło.


Przy życiu trzyma tylko obietnica spotkania.


I tym razem wcale nie jest suteki...

środa, 15 czerwca 2011

moje envoi

Muszę się tym podzielić. Zwyczajnie muszę.

My nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli (Dz 4,20)

Tylko teraz, żeby to miało ręce i nogi... To może chronologicznie.

Sobota wieczór. Praca odesłana promotorowi do sprawdzenia, a ja radośnie pomykam na czuwanie przed Zesłaniem. Potrzebuję tego (tak jak i trzydniowych rekolekcji z gatunku oderwanie od wszystkiego, wyciszenie i rekreacja - na moje nieszczęścia Bielsko wypada w czasie obron). Po drodze jeszcze telefon do Pierwszej - i znowu 15 min przegadane ^^ Coś czuję, że jak się wreszcie zobaczymy to te 6h (czy ile tam będę mogła zostać) będzie nam mało :D

Ale. Czuwanie. A we mnie już wcześniej coś się wierciło. Jakaś opowiastka. Chciałam ją złapać, bo ostatnimi czasy pisanie jakoś tak się zarzuciło. Więc - czuwanie, przerwa dla ciała. Rozgrzałam się herbatką i wracam do kościoła. Notes, ołówek... i popłynęło. Na początek niewiele, 2-3 akapity, ciutkę rozwinięte w nocnym autobusie. Ale jest.

I dalej. Po adoracji - procesja (mniej-więcej) do Bazyliki. Idziemy Długim Targiem, śpiewamy Jesteś Królem, a po ogródkach piwnych ludzie siedzą i się gapią, co to za wariaci po nocach się drą :)

Do domu dotarłam jakiś kwadrans po 3. Padłam, ale zasnąć nie mogłam. A na drugi dzień pobudka zaraz po 8, bo mum przyjechała i do zoo chciała iść (małpki miały małe małpki - słodziaki!!!)

Wracamy z tego zoo, spacerkiem (Oliwa-Przymorze-Wrzeszcz). Mum odstawia mnie na pętlę autobusową. Stoję, czekam (bo za chwilę ma przyjechać), oglądam się i jak oczów nie przetrę! Siostra B! A jakie to dobre bogi ją przywiały (znaczy Bóg Dobry ją przywiał ^^)?

I w sumie jakby nie te 2 minuty na przystanku, to bym w poniedziałek nie dotarła do Matemblewa. Na Festiwal znaczy. A tak dotarłam. I zamiast wrócić zaraz po Mszy (albo po zakończeniu - bo jeszcze bibliografia do ogarnięcia i wypadałoby sprawdzić, gdzie taniej pracę oprawią - koniec końców pewnie przepłaciłam, ale wliczę to sobie w koszt wycieczki ^^) - zostałam do końca - wiecie, tańce, wężyki po polanie i darcie gardeł. A później pojechałam z grupą z Buska na molo w Brzeźnie. I przeszliśmy plażą do Nowego Portu. A stamtąd to już nic do mnie nie jeździ, więc się do Gdańska z nimi zabrałam...

Ostatecznie - CUDEM - zdążyłam na ostatni autobus powrotny i to dlatego, że się spóźnił :) Ale wcześniej jeszcze dowiozłam ich do Wrzeszcza na czas :)

Warto było. Dawno już się tak dobrze nie bawiłam. I nie czułam tak kochana.

Porządkowanie bibliografii przegrało z opadającymi powiekami, na które ani prysznic, ani mocna herbata nie pomogły :P


A dziś po raz kolejny przekonałam się jak niewiele potrzeba, by sprawić komuś radość....


Mainichi ga kiseki! Suteki na de...

wtorek, 14 czerwca 2011

MA thesis

Nie wierzyłem
Stojąc nad brzegiem rzeki,
Która była szeroka i rwista,
Że przejdę ten most,
Spleciony z cienkiej, kruchej trzciny
Powiązanej łykiem.
Szedłem lekko jak motyl
I ciężko jak słoń,
Szedłem pewnie jak tancerz
I chwiejnie jak ślepiec.
Nie wierzyłem, że przejdę ten most,
I gdy stoję już na drugim brzegu,
Nie wierzę, że go przeszedłem.


Leopold Staff "Most"



Po południu idę odebrać oprawioną pracę. Jutro po autograf promotora i do dziekanatu. Już prawie...

poniedziałek, 6 czerwca 2011

przyjaźń

Wiesz co to Cantarella?
Cantarella?
Używali tego Borgia we Włoszech. Trucizna. A jak smakują ci ciasteczka? Sama je piekłam.
*gryz* Zabawne. A wiesz, że dolałam ci trucizny do herbaty.
*siorb* Pyszna herbata.
Tak jak i ciasteczka.


I kto powiedział, że to tylko głupie kreskówki?

Kto wierzy w istnienie prawdziwej przyjaźni, jest głupcem.
To ty jeszcze nie wiesz? Jestem głupia.



Różane suteki da ne...

niedziela, 5 czerwca 2011

niewinnie falliczna wieża

Dobra, poddaję się. Zastawiałam się o czym dzisiaj napisać (tak, tak - kolejna przerwa w pisaniu magisterki) i po przyobiednim odcinku Uteny padło na anime :P

Wspomniana Utena - sięgnęłam bo opis brzmiał zachęcająco, bo postacie wyglądały... inaczej (nie to co dzisiejsze serie - co druga postać od kalki odbita i tylko włosy przefarbowane), bo główne bohaterki były takie, jak lubię: pani w spodniach i pani mdlejąca (if you know what I mean) :P
I nie rozczarowałam się. Bohaterowie... mieszają w głowach. To, czego się o nich dowiadujemy i domyślamy, kilka chwil później zostaje wywrócone na nice. Odcinki 'moralizatorskie' poprowadzono z humorem, a te poważniejsze... zostawiają ciary i zmuszają do cofnięcia filmu, żeby tę scenę, rozmowę, moment obejrzeć jeszcze raz.
Jest w Utenie coś, co przyciąga, co intryguje, co nie pozwala ot tak, odłożyć drugiej części sezonu na później.

W sumie wypadałoby, więc ~~UWAGA~~SPOILER~~!!!~~

A tytułowa wieża? Mnie niełatwo zasugerować. Krążący po sieci artykuł o bezeceństwach u Disneya tylko mnie rozbawił. Ale odcinek 25. Najpierw walka, gdy znika miecz Diosa i Anthy z Uteną dobywają innego. Takie najpierw 'przebudzenie' Anthy, a później odwrócenie ról - coś się dzieje. I te końcowe sceny... gdy Anthy już nie poddaje się bezwolnie swojemu bratu, Akio (nie, nie pokażą tego wprost, zasugerują - ale uczulonych na incest ostrzegam) - tego gościa to od pierwszych chwil nie lubiłam, a teraz to już w ogóle bym go na odstrzał dała... dawno żaden bohater anime tak mnie nie wściekł... nie, nie wściekł - budzi odrazę... - a więc Anthy, która mu się opiera, śpiący Chu-Chu i Utena, zmartwiona o przyjaciółkę i nie mogąca zasnąć. I wtedy wznosi się ta wieża... no czy to moja wina, że mam skojarzenia? Pierwszy raz chyba tak mi się rzuciło ^^" I ostatnia-ostatnia scena, gdzie ci którzy jeszcze mieli wątpliwości, co do relacji Anthy i pana-bastarda-A. mogą je rozwiać...

~~Koniec spojlaka~~

Jeszcze tylko 14 epków do końca. Strach się bać, co jeszcze się przydarzy...


< miejsce na obrazek, który się wstawi, jak mi wyjdzie zrzutka... >


No tak, zapomniałabym. Anthy, Różana Oblubienica... w pierwszych odcinkach prawie jak Kenny z South Parku. Po prostu musi zaliczyć policzek. I prawie się czeka na ten 'slap', który jak już się przytrafi, to budzi śmiech. Raz się chyba Utenie oberwało (tzn. raz Utenie-Utenie, a raz Utenie w ciele Anthy)... :D