piątek, 11 sierpnia 2023

Chóry i zastępy

Wieki temu, w czasie III° ONŻ, odpowiedzialni wprowadzili zasadę milczenia podczas posiłków w tajemnicach bolesnych. Albo może tylko 5 dnia bolesnych? 

W trakcie tych posiłków czytali nam po kawałku książkę Mój szary różaniec.

Nie, nie będzie o tym jak to zmieniło moje życie, bo nic z tego czytania nie zapamiętałam.

A właściwie to prawie nic, bo inaczej nie byłoby tego posta.

Autor opowiadał, jak ktoś nauczył go modlić się różańcem, gdy nie masz jak przesuwać koralików.

Z pierwszym chórem anielskim pozdrawiam Cię, Matko: Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.... Z drugim chórem anielskim pozdrawiam Cię, Matko... Z trzecim chórem anielskim...

Już słyszę protesty tych, dla których jedyna słuszna forma modlitwy różańcem to sznur z koralikami, na klęczkach, najlepiej jeszcze przed obrazem i przy zapalonej świecy - a co nie spełnia tych wymagań, to laicyzacja, bałwochwalstwo, brak szacunku i w ogóle nic nie warte.

I żebyśmy się źle nie zrozumieli - pewnie, jest to piękna rzecz, oddać Bogu czas tak zupełnie dokumentnie, ale... (pomijam już oczywiste ale, że jeśli po tak spędzonym czasie osądzasz tych, którzy robią inaczej, to chyba coś poszło nie tak).

Nowenna pompejańska to 3 części różańca odmawiane każdego dnia. 15 dziesiątków. Nawet odmawiane absolutnie minimalistycznie - zajmuje co najmniej godzinę. I czasem można tę godzinę znaleźć bez problemu, rezygnując z telewizora czy książki. Co ambitniejsi powiedzą, że można przecież wstać/położyć się godzinę wcześniej/później. (Z tym akurat bym debatowała, bo to co na papierze fajne (odmawiam sobie snu, taka dodatkowa ofiara!), w rzeczywistości często prowadzi do półprzytomnego odmawiania, a przy modlitwie tak powtarzalnej jak różaniec - nawet do podsypiania i gubienia wątku.)

A przecież można inaczej. Można różańcem wypełnić drogę do pracy i z pracy, spacer i wszelkie inne trasy. Iść jak to żywe kadzidło i rozsiewać modlitwę. 

No dobrze, ale przecież można mieć ten sznur koralików w kieszeni i dalej przesuwać te paciorki (słyszałam ludzi mówiących, że samo przesuwanie paciorków już jest modlitwą i zapewnia łaski... Okej). Ale czasem różaniec został w innej kieszeni albo innej torbie, albo nie chcesz go wyciągać z miliona innych powodów.

Albo - masz ręce zajęte. 

Siatkami z zakupami do domu.

Pracami w ogródku.

Sprzątaniem (tym znienawidzonym niemal myciem okien albo naczyniami, których nikt z domowników nie chce ruszyć).

Prowadzeniem samochodu.

Nieustannie się módlcie.

Nieustannie.

Więc tak, również i w takich chwilach. I wtedy właśnie warto sięgnąć po te chóry anielskie.

I żeby wreszcie dojść do tego, o co mi chodzi w tym poście.

Bo tak mnie ostatnio w czasie różańca nad zlewem i górą misek tknęło. Przez długi czas używałam tego jako po prostu techniki pomagającej liczyć kolejne zdrowaśki. Więc zaczynałam od drugiego i dziesiąty pomijałam, bo przecież wiedziałam, że to już ostatnia.

A przecież Z pierwszym chórem anielskim pozdrawiam Cię, Matko.

Ciastko z rodzynkami dla tego, kto właśnie zaskoczył, czemu mnie trafiło, jak sobie to uświadomiłam.

Z. Chórem. Anielskim.

Nie sama, z chórem. To już nie jest wtedy moje własne małe zdrowaś - to jest zdrowaś, które razem ze mną mówi cały chór anielski.

Czaicie to?

Ręce po łokcie w ziemi czy mydlinach, a ze mną chór aniołów z Pozdrowieniem na wypadek, jakby to moje wyszło nie dość dobre.

I z tym was zostawię.

niedziela, 6 sierpnia 2023

mot~ motywa~ motywacje

To już kilka miesięcy. W sumie jakby policzyć od początku, to spokojnie donoszona ciąża. Jeśli od późnieja, to wcześniak, ale do odratowania.

Więc w sumie - sporo czasu. Mame i Peace mówią: odpuść sobie już, albo jak już bardzo musisz, to napisz list i niech zrobi, co chce.

Sensowna rada? Sensowna.

Ale mnie nie leży.

Więc grzebię w środku: dlaczego. Bo od czasów Peace nauczyłam się, że motywacje potrafią sporo namieszać w głowie i poprowadzić do odkryć o tym, co ważne (i czy na pewno chodzi mi o to, o co mi chodzi).

No to od początku: co mnie powstrzymuje przed napisaniem? Przed próbą nawiązania jakiegokolwiek kontaktu?

Strach.

Boję się, że jeśli spróbuję za wcześnie, to będzie tylko gorzej. (mózgolągwy od razu wtrącają, że gorzej już być nie może, ale te to zawsze czarnowidzą).

Okej, ale strach nie jest dobrym powodem chyba nigdy. Tak, zmusza do ostrożności, ale częściej paraliżuje i nadmuchuje smoki w naszym życiu tak, że są 10 raz większe niż naprawdę.

Czyli skoro nie próbuję ze strachu, a strach jest niewłaściwą motywacją, to jednak Mame i Peace mają rację?

Grzebię dalej. No bo wiem, dlaczego nie chcę spróbować - ale dlaczego miałabym wyciągnąć rękę, właśnie tu i teraz?

Zaraz rwie się do głowy: bo miłość, bo tęsknota, bo z rodziny się nie rezygnuje, bo przecież trzeba naprawić, bo...

Stop. Miłość - tak, i jej pierwsze prawo, czyli być, ale czy naprawdę to mnie pcha do tej decyzji?

To jest ten moment, gdy trzeba pogrzebać jeszcze głębiej, zakwestionować samego siebie, ruszyć tę drzazgę, żeby odkryć, że i tu odpowiedzią jest.... Strach.

Strach, bo jak inaczej miałoby się naprawić, bo jeśli nie wyjaśnię, to tamten obraz i słowa zostaną przyjęte za prawdę, bo z każdym dniem tracimy czas, bo im bardziej inni wypełniają moje dawne miejsce, tym mniej potrzeba mnie.

Wracam do źródła. Wracam do miłości i jej pierwszego prawa.

Kocham, więc jestem. Kocham, więc czekam. Kocham, więc dotrzymuję danego słowa, że dam tyle czasu i przestrzeni, ile tylko będzie trzeba i zawsze, choćby i minęły lata, zostawię otwarte drzwi.

Mózgolągwy próbują przekręcać, że tu też jest strach - bo przecież nie mam żadnej gwarancji. I mają rację - jest strach, niepokój, obawa...

Ale już nie jako motywacja. A chyba o to chodzi, prawda?

W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, (...). 1 J 4,18.

Więc wracam do tych koralików, do słów szeptanych w drodze do pracy i podczas domowych obowiązków - nie ze strachu, ale z miłości.

I z ufnością, że znowu będzie suteki.

piątek, 4 sierpnia 2023

zemsta

Obudziłam się dziś, sięgnęłam po telefon - a tam otwarta przeglądarka z Litanią Zaufania (żeby nie było: mam do niej ikonkę ze skrótem, bo jest w tej litanii coś takiego co koi).

No i tak teraz czekając, aż Excel przetworzy co ma przetworzyć, a komórki mózgowe zaskoczą i znajdą zależności, żebym mogła powiedzieć Excelowi, co ma przetworzyć, pomodliłam (Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, w każdym położeniu dziękujcie!) i poszłam w internety poszukać czegoś więcej o tej litanii.

I tak trafiłam na bloga Odpoczniemy w Niebie, a tam ostatecznie na post, z taką oto myślą dnia:

Myśl na dziś: "Prawdziwą zemstą katolika jest przebaczenie i modlitwa za osobę, która nas obraża". (św. Jan Bosko)

Nigdy nie miałam się za osobę mściwą, a tu proszę, takie sprostowanie! Wprawdzie nie obraża, a rani, ale mściwam... Bardziej od tych tam superbohaterów, których origin story to to, że ktoś im wymordował całą rodzinę. Z pieskiem włącznie.

A litania tutaj na przykład o, dla potrzebujących. Albo chętnych. Albo ciekawych