Ano, pamiętałam. Drobiazg, sama proponowałam. Głupio byłoby zapomnieć. Zwłaszcza temu człowieczkowi. A jednak ten uśmiech i obietnica wielkopostnego męczenia taty w drodze do domu poprawia nastrój popsuty życiem.
Albo powrót. Wieczór, niebo czyste, więc ciemne. Neony, światła aut, okien, drogowe... Jest w tym jakaś niewątpliwa magia.
I tylko dalej rozmowa przez telefon jest za trudna. Wiem, jestem dziwna, ale nie potrafię. Komunikacja jest dla mnie zaburzona, to całe "turn taking" się miesza i w ogóle... A zwłaszcza w takie dni jak dziś, gdy chciałoby się usłyszeć ten kochany głos, pochwalić się małym zwycięstwem na uczelni, pożalić na kłopoty w rodzinie... Ale nie, nie potrafię, bo to, bo tamto, bo sralis masgalis referendum tuptuś.
A na deser dżem z miodem.
Tylko wtedy ten człowieczek uśmiecha się, gdy mówię, że tak, nie ma problemu, spróbuję się przenieść do drugiej grupy, żebyśmy mimo zamieszania i depresji wykładowcy (podobno) mogły się dalej co tydzień widywać. Choćby przez te 1.5 godziny. Przecież to żaden problem, tak? Ten uśmiech uskrzydla...
W głośniczkach króluje WMU, odkopany po ładnych kilku latach. Przypominający wyjazdy z x. Wojtkiem i spotkania Diakonii Modlitwy. Z siostrą Danusią vel Amelią i z tą kochaną, do której nie mogę zadzwonić :P
Suteki da ne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz