czwartek, 7 lipca 2011

Let there be peace

Fajrant na dziś. A za mną łazi chęć napisania czegokolwiek. Pewnie wieczorem znowu podłubię przy nowym projekcie ^^
A na razie...

Wspomniałam jakiś czas temu, że klaruje mi się "gust", jeśli chodzi o anime. Ostatnio kiepsko sypiam, więc mam czas na myślenie. I oto tego myślenia efekty.

Generalnie, anime, które mi się podobają, można podzielić na trzy grupy.

1. Grupa jeden vel. "odmóżdżacze". Czyli to, co oglądam, kiedy chcę się odstresować na zasadzie pośmiania się z dowcipów na najniższym możliwym poziome. Tutaj zaliczymy wszelkie serie haremowe, z uczciwą porcją ecchi i fanserwisu (uczciwą, ale nie przesadzoną... ja rozumiem potrzebę "żabich ujęć", "pantsu, pantsu" i nagłych rozbieranek, ale co za dużo, to niezdrowo). Od takich serii fabuły nie wymagam, a czasami to nawet lepiej, jeśli jej nie ma.

Jedyna dopuszczalna w grupie jeden fabuła, to ta z gatunku "on kocha ją, a ona jego, ale sobie o tym nie powiedzą, bo się za bardzo oboje wstydzą i są bardzo niepewni i nie wiedzą, jak ta druga strona zareaguje, a jak sobie wreszcie mówią prawdę, to się okazuje, że z jakiegoś poważnego, starożytnego i tragicznego powodu nie mogą być razem, więc bardzo cierpią i przez jakiś czas się unikają, po czym się okazuje, że sytuacja a) nie jest tak tragiczna, b) można ją jakoś obejść, więc wracają do punktu wyjścia.koniec" :D (śliczne, króciutkie zdanie, nie? :P)

Jak ecchi i haremówka, to i różne typy bohaterek. Za moe nie przepadam (żebym tylko spróbowała, to już w ogóle bym się na faceta kwalifikowała =.=). Za to fajną tsundere nie pogardzę :P Oczywiście, im częściej on obrywa, tym lepiej (*NaruPunch!!!*). Mam słabość do pokojówek (i wszelkiej maści mundurków), panienek z kocimi uszami na przykład (takie "krzyżówki" mają jakąś nazwę, tylko oczywiście jej zabyłam...). Do listy dopiszmy "Miss Perfect!" - znaczy piękną, czułą, dobrze gotującą i takie tam - i lista będzie w sumie kompletna :P

2. Grupa duo vel. "fabuła". W tej grupie fabuła jest nie tylko mile widziana, ale wręcz wymagana. Wspomagana wyraźnie zarysowanymi i rozwijającymi się postaciami, oparta na jakimś dramacie, przyprawiona szczyptą humoru. Ogólnie - coś przypominającego dobrą książkę, tylko że w innej formie podane. Ostatnio było to np Seirei no Moribito czy choćby Utena. Kemono no Souja Erin też by się kwalifikowało (scena śmierci matki głównej bohaterki to moim zdaniem majstersztyk - za dowód niech wystarczy, że ponieważ w tle grał opening, przez dobrych 10 odcinków reagowałam alergicznie już na jego pierwsze dźwięki - tak głęboko kojarzył się z tą sceną) - gdyby nie dobiła go reżyseria (czyt. przesycenie serii flashabackami).

3. I wreszcie grupa trzecia, która nazwy nie dostała :P Generalnie są to serie, których siła - przynajmniej dla mnie - kryje się w postaciach, a właściwie relacjach między nimi. Do tej grupy zaliczę Haibane Renmei, Aria czy teraz pochłaniana Maria-sama ga miteru. Zauważyli prawidłowość, czy mam wykładać dalej?
Dla tych, którzy nie oglądali/nie wyłapali - we wszystkich powyższych pojawia się szczególny rodzaj relacji między dwoma bohaterkami. Coś, co w Marimite któraś z dziewczyn ujęła tak:

Starsza siostra jest od tego, żeby chronić i bronić. Młodsza ma ją wspierać swoją obecnością.


Taka właśnie relacja łączy Yumi i Sachiko, Akari i Alicję, a nawet do pewnego stopnia Rakkę i Reki.
Dlaczego tak mnie przyciągają? Może dlatego, że w młodszej dziewczynie z tych par każdorazowo znajduję swoje odbicie (ok, wyolbrzymione, przerysowane, ale jednak odbicie), a w ich relacjach - coś, czego sama doświadczyłam. Dlatego żal mi ludzi, którzy w fikach uparcie wciskają w te relacje elementy yuri - żal, bo nie poznali tego rodzaju relacji na własnej skórze.

*zastanawia się, czy nie wykasować ostatniego akapitu, ale co na papierze, to napisane :P*


Umm... myśl uciekła. To tyle na dzisiaj :P

Albo nie! Marimite! Jeśli ktoś się zastanawia, czy czytać czy oglądać.
Jeśli chce zrobić i jedno i drugie: pierwszy tom nowelki - trochę przejrzyściej wyjaśnia kwestie Róż, soer i innych, anime i dopiero później reszta nowelek (ew. w miarę równolegle do anime).
Jeśli tylko jedno z dwojga: nowelki, nowelki i jeszcze raz tylko nowelki!
Serial jest poprowadzony bardzo pospiesznie, część scen, które mają największy wydźwięk emocjonalny została paskudnie poobcinana (opinia na podstawie pierwszych 6 tomików i pierwszego sezonu ^^). Z czytaniem może być wprawdzie problem, bo angielskie, nieoficjalne wydanie ma spore dziury (tłumacze woleli popracować najpierw nad tomami, których nie objęła ekranizacja), ale warto.

Kuniec.

A skąd tytuł? Playlista w Winampie, shuffle i oto, co wypadło :P Piosenka, z któregoś tam odcinka "Dotyku Anioła". Irlandzkiego odcinka.


Suteki da ne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz