Chyba. Nie wiem, czy mi wolno tak powiedzieć.
Bo chyba nie do końca za osobą (chociaż - może?). Raczej za głosem. Obecnością, która niesie pociechę. Za pociechą. Trochę egoistycznie.
Więc czy to jeszcze wolno nazwać tęsknieniem?
Smutno i źle. Bezwład. Do tego stopnia, że wszystko obojętnieje. Że stojąc naprzeciw jadącego wolno samochodu - nie wiem, czy bym się odsunęła.
Wiem, że to minie. Wiem, skąd się bierze.
Ale wcale nie jest przez to łatwiej.
Wcześniej napędzała mnie praca. Nowenna. A teraz?
Pozostał niepokój - przed finałowym aktem i przed późniejszym okresem przejściowym.
Przed tym zawieszeniem, gdy jedno się skończyło, a drugie jeszcze nie zaczęło.
Przy życiu trzyma tylko obietnica spotkania.
I tym razem wcale nie jest suteki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz