niedziela, 5 czerwca 2011

niewinnie falliczna wieża

Dobra, poddaję się. Zastawiałam się o czym dzisiaj napisać (tak, tak - kolejna przerwa w pisaniu magisterki) i po przyobiednim odcinku Uteny padło na anime :P

Wspomniana Utena - sięgnęłam bo opis brzmiał zachęcająco, bo postacie wyglądały... inaczej (nie to co dzisiejsze serie - co druga postać od kalki odbita i tylko włosy przefarbowane), bo główne bohaterki były takie, jak lubię: pani w spodniach i pani mdlejąca (if you know what I mean) :P
I nie rozczarowałam się. Bohaterowie... mieszają w głowach. To, czego się o nich dowiadujemy i domyślamy, kilka chwil później zostaje wywrócone na nice. Odcinki 'moralizatorskie' poprowadzono z humorem, a te poważniejsze... zostawiają ciary i zmuszają do cofnięcia filmu, żeby tę scenę, rozmowę, moment obejrzeć jeszcze raz.
Jest w Utenie coś, co przyciąga, co intryguje, co nie pozwala ot tak, odłożyć drugiej części sezonu na później.

W sumie wypadałoby, więc ~~UWAGA~~SPOILER~~!!!~~

A tytułowa wieża? Mnie niełatwo zasugerować. Krążący po sieci artykuł o bezeceństwach u Disneya tylko mnie rozbawił. Ale odcinek 25. Najpierw walka, gdy znika miecz Diosa i Anthy z Uteną dobywają innego. Takie najpierw 'przebudzenie' Anthy, a później odwrócenie ról - coś się dzieje. I te końcowe sceny... gdy Anthy już nie poddaje się bezwolnie swojemu bratu, Akio (nie, nie pokażą tego wprost, zasugerują - ale uczulonych na incest ostrzegam) - tego gościa to od pierwszych chwil nie lubiłam, a teraz to już w ogóle bym go na odstrzał dała... dawno żaden bohater anime tak mnie nie wściekł... nie, nie wściekł - budzi odrazę... - a więc Anthy, która mu się opiera, śpiący Chu-Chu i Utena, zmartwiona o przyjaciółkę i nie mogąca zasnąć. I wtedy wznosi się ta wieża... no czy to moja wina, że mam skojarzenia? Pierwszy raz chyba tak mi się rzuciło ^^" I ostatnia-ostatnia scena, gdzie ci którzy jeszcze mieli wątpliwości, co do relacji Anthy i pana-bastarda-A. mogą je rozwiać...

~~Koniec spojlaka~~

Jeszcze tylko 14 epków do końca. Strach się bać, co jeszcze się przydarzy...


< miejsce na obrazek, który się wstawi, jak mi wyjdzie zrzutka... >


No tak, zapomniałabym. Anthy, Różana Oblubienica... w pierwszych odcinkach prawie jak Kenny z South Parku. Po prostu musi zaliczyć policzek. I prawie się czeka na ten 'slap', który jak już się przytrafi, to budzi śmiech. Raz się chyba Utenie oberwało (tzn. raz Utenie-Utenie, a raz Utenie w ciele Anthy)... :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz