Yo! Witam w piątkowe popołudnie :D
Dojechałam doma w jednym kawałku. Nawet. A że pociąg przedziałowy podjechał i tłumów nie było, to i napiski do Arii podłubałam. Prawie cały 14 odcinek wyszedł. Niby Tenshi ciągnie dalej, ale wolę zrobić swoje. Po pierwsze uno zgodne z konwencjami Wanderera (pierwszego tłumacza), po drugie uno jednak trochę poprawniejsze :P
A jak już się chwalę (nie chełpię :P), to u Łucji z poświadczonych 90% za testament Hemingwaya dostałam :D
W kwestii tłumaczeń. Fale mają wprost nieprzebrane możliwości ruchów: od rozbijania się, przez napieranie i wzbieranie, aż po piętrzenie :P Dobrego kwadransa potrzeba na omówienie wszystkich i wybranie tego właściwego, ukazującego ruch pionowy w górę :P A płomyki świec mogą pełgać, o czym nie wszyscy wiedzą :D
Z serii o Królu Maciusiu:
Zgodnie z pewną teorią (nazwiska autora nie dosłyszałam) jeśli książka kończy się ślubem, to jest komedią, jeśli śmiercią - to tragedią. W związku z tym stwierdzam, co następuje: Pierwsze prawo magii to tragedia, bo ginie Darken Rahl, Kamień Łez to komedia, bo Richard i Kahlan się... no rozumiecie :D
Lord Jim wymęczony razem z jego napastliwościami, Ogólną Zaradnością i mediumicznym Marlowem. Kurczaczek, muszę zacząć robić notatki, bo zanim siądę do bloga to połowę lepszych tekstów z tych zajęć zapominam :/
Anyway - Alicja w Krainie Czarów. I w pewnym momencie człowiek nie wie, kto był na większym haju - autor, tłumacz czy Alicja :P A już na pewno Pan Gąsienica, który nie wiedzieć kiedy stał się pan, został pozbawiony koloru przez Projekt Gutenberg, a w dodatku pali hookah, czyli nargile, czyli wielką fajkę :D
Koniec. Wystarczy, że pannę M. trzeba było budzić, bo chrapać zaczynała.
Paczka doszła. Z Amazona. Z nowelką na podstawie Onegai Teacher. Andrzej się pluje, że jak można czytać nowelki :P Facet, nie zna się. Będzie co czytywać w pociągu, zwłaszcza że Kamień Łez doczytany, a trzeci tomik zaklepany więc już poczekam, nie będę czytać na kompku.
Właśnie. Kamień Łez. Dalej nie mam pojęcia, co Richard zrobił Rahlowi, a przejście Denny do grona dobrych duchów uważam za mocno naciągane, ale oczywiście znowu jestem pod wrażeniem. Na przykład, jak ten dureń Cypher musiał pogonić Gratcha, żeby zrozumieć, co zrobiła dla niego Kahlan. I lubię Vernę. I podobała mi się końcówka - nie samo tegesowanie, ale i wcześniej - jak Kahlan odesłała Orska do swojego pokoju :P I jak Richard się zabijał, ale przez całe popołudnie gapił się na jej włosy, a potem poszedł na zupę, bo przecież "zabić jeszcze się zdąży". Faceci...
Na polu robótkowym powoli do przodu z zimowym pejzażem, ale już za ciemno, żeby fotoska robić. Jutro będzie. Jutro też polowanie na plastikową kanwę - jeśli znajdę, to parę zawieszek będzie w nagrodach nowego forumkowego konkursu, tym razem nie mojego :D
Suteki da ne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz