piątek, 12 sierpnia 2011

Nie-Baśń

Tekst, który zaczął powstawać jakiś czas temu. Od blisko dwóch miesięcy leży niedokończony. Niby pamiętam, do czego miał zmierzać, jaki obraz miał powstać w zakończeniu, ale reszta umknęła...

Może Wy mi coś podpowiecie? :)

To nie jest baśń. Nie zaczęła się dawno, dawno temu, ani przed wiekiem, ani nawet wczoraj. Nie toczyła się za siedmioma górami i siedmioma lasami, ani za jedną górą i jednym lasem, ani nawet za tym parkiem, który mijasz każdego ranka.
To nie jest baśń. Nie ma w niej smoków, ani czarodziejów, nie ma książąt ani księżniczek, nie ma nawet tego maleńkiego dobrego duszka, który zawsze śpi gdzieś w pobliżu.
To nie jest baśń. I dlatego zaczyna się właśnie tak...

Wieczór. Nie - malowniczy zachód słońca, który złoto-rubinowych barw przydaje światu.
Wieczór. Nie - spokojny, cichy zmrok, który pierwsze nieśmiałe gwiazdy na niebie zapala.
Ale - wieczór. To, co pomiędzy. Ta pełna niepokoju szarówka, co wzrok tumani, barwy światu odbiera i na pobłądzenie wodzi.

W takim właśnie wieczorze - On, człowiek. Przez świat w bezruchu zamarły wędruje. Kaptur na oczy naciągnął, kosturem się sękatym podpiera i - idzie, czekając przebudzenia stworzeń nocy, które czasem bliższe mu się zdają niż ci, których za sobą zostawił.

Więc - idzie. Stawia nogę za nogą, każdy krok jednako ważąc, każdy jednako odmierzając, z każdym jednako bliżej celu się znajdując.

Dokąd idzie? Sam nie wie, ale jakiś przymus, z domu go wygnawszy, ustać w drodze nie pozwala. Dom - skąd wyszedł? Kiedyś pamiętał, kiedyś wiedział. Dziś, gdy mil więcej zszedł, niżby zliczyć zdołał, rodzinne strony snem mu się wydają. Snem, co spokój nocom odbiera i za świtem tęsknić każe.

A więc - idzie. Na skraju lasu przystaje. Droga, którą podążał, tu go doprowadziła. Gdzie teraz? Czy wejść w jego gąszcz powinien? Poddać się ciemności głębszej niż ta, która teraz członki jego półmrokiem otula?
Rozsądek mówi mu, że powinien się zatrzymać, obozowisko założyć, ogień rozpalić i przeczekać przynajmniej aż luna mroki najgłębsze rozproszy. Doświadczenie słowom rozsądku przytakuje i jednako doradza. Serce jednak - serce odetchnąć nie pozwala, na przód pcha, bez litości dla obolałych członków, dla zmęczenia, co ku ziemi przygniata.
A przecież w tym szepcie, co pcha w ciemność najgłębszą, w szepcie, co do drogi dalszej przymusza - w tym szepcie jakaś nadziej cicha pobrzmiewa. Obietnica, że cel już bliski, że noc ta ostatnią już być może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz