Najpierw wieczór. Ciepły pogodny. I ciekawość tych, co z boku. Powoli, ale nie za wolno, ze śpiewem.
I dalej. Zachód. Wędrówka w stronę tej pomarańczy czy fioletu. Z początku przez spokój, ale z czasem - coraz bliżej miasta.
Stop. Tu już gwar. Tu - pęd. Przystanek pod Centrum. Ciekawscy - pobłażliwi - zdenerwowani.
Pod prąd. Pieszo, nie kołami.
Zmrok. Znów na uboczu. Znów w zamyśleniu.
Zgrabiałe dłonie. I ciężar. Nie przytłacza, ale pociąga w górę.
Zostało po nas tylko światło.
-----------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz