Wrr... jakbym mogła, to bym w łeb przylała. Albo gorzej. I przez niego Althea nie żyje ;((((
Oto prawdziwe mistrzostwo - tak stworzyć postaci, żeby czytelnik się nie tyle przywiązał, co odczuwał pewne emocje - dobre i złe. Jeśli Oba doprowadza mnie do szewskiej pasji, a los Althei wzbudza współczucie i nadzieję, że Rysiu naprawi to, co spartolił jego porąbany tatko - to znaczy, że Goodkindowi się udało. Historia może być przewidywalna, opierać się na powtarzanych schematach - ale postaci są żywe i żyjące. I dlatego w takich chwilach człowiek odkłada na bok książkę, żeby ochłonąć.
Suteki da ne? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz