Mam wujka z Japonii.
Tak jakby.
Chyba właśnie postanowił wpaść z wizytą.
Co mnie wcale, ale to wcale nie cieszy.
Wujek nazywa się Hashimoto, a po polsku: przewlekłe autoimmunologiczne zapalenie tarczycy.
A tłumacząc z polskiego na nasze:
mój układ odpornościowy [UO] dostał kręćka, uznał że tarczyca to ciało obce i odstawia partyzantkę, atakując ją czym się da. Tarczyca stwierdza, że w takiej sytuacji to jej się nie opłaca pracować i zamyka biznes, a przynajmniej zmniejsza produkcję, żeby zmylić UO co do swojego stanu. A że rzeczona jest dość ważnym dilerem paru smakowitych hormonów, to reszta organizmu zaczyna strajk z powodu ograniczonej dostępności towaru. Strajk, jak to zwykle bywa, mobilizuje siły zbrojne - UO zaczyna atakować naszą biedną tarczycę i koło się zamyka.
Wujek (na razie potencjalny, bo więzów krwi jeszcze nie potwierdziliśmy ;) ) generalnie cały czas kręci się w pobliżu (ot taki upierdliwy krewny) i wystarczy go karmić hormonkami, żeby był cicho.
Czasami jednak wujek zaczyna za mną tęsknić i postanawia o sobie przypomnieć.
A skutki?
Obniżony nastrój (czasami dość mocno), bezwład, nijakość, nicniechciejstwo.
Albo wręcz przeciwnie: drażliwość, wściekanie się czy płacz o byle co.
Po co opowiadam o wujku?
Bo chyba właśnie postanowił wpaść z wizytą.
Zwykle staram się żyć pozytywnie (bo przecież ktoś musi z tym uśmiechem zostać - prawda, PaniMiszczyni? ^^) - ale czasami przez wujka brakuje tego powera.
Więc wybaczcie, jeśli czasem zignoruję Was na gg, odpiszę na maila po dłuższym czasie czy zapomnę o jakiejś sprawie - widocznie stawiam się do pionu przed czymś ważniejszym. Przypomnijcie się po prostu :)
I okażcie ciutkę cierpliwości - w czerwcu pan doktor przyjrzy się sprawie i jeśli to rzeczywiście wujek H., to podkręcimy to i owo, żeby znowu przycichł. :)
Wujek (na razie potencjalny, bo więzów krwi jeszcze nie potwierdziliśmy ;) ) generalnie cały czas kręci się w pobliżu (ot taki upierdliwy krewny) i wystarczy go karmić hormonkami, żeby był cicho.
Czasami jednak wujek zaczyna za mną tęsknić i postanawia o sobie przypomnieć.
A skutki?
Obniżony nastrój (czasami dość mocno), bezwład, nijakość, nicniechciejstwo.
Albo wręcz przeciwnie: drażliwość, wściekanie się czy płacz o byle co.
Po co opowiadam o wujku?
Bo chyba właśnie postanowił wpaść z wizytą.
Zwykle staram się żyć pozytywnie (bo przecież ktoś musi z tym uśmiechem zostać - prawda, PaniMiszczyni? ^^) - ale czasami przez wujka brakuje tego powera.
Więc wybaczcie, jeśli czasem zignoruję Was na gg, odpiszę na maila po dłuższym czasie czy zapomnę o jakiejś sprawie - widocznie stawiam się do pionu przed czymś ważniejszym. Przypomnijcie się po prostu :)
I okażcie ciutkę cierpliwości - w czerwcu pan doktor przyjrzy się sprawie i jeśli to rzeczywiście wujek H., to podkręcimy to i owo, żeby znowu przycichł. :)
Zastanawiałam się, czy powinnam pisać tę notkę. Ostatecznie uznałam, że jednak tak. Bo wiem, że zrozumiecie.