poniedziałek, 9 maja 2011

count your blessings

To liczymy. Jak zwykle z duuużym opóźnieniem, ale jak mawia Pierwsza - liczą się intencje. I dlatego, że Akuś męczy ^^

Międzyświęcie spędziłam we Wrocławiu. Tradycyjnie już obrałam sobie za cel przegonienie Akiego po ~całym~ mieście i opłotkach, żeby się po Wielkanocnym zasiedzeniu rozruszał. Na odciski tym razem nie narzekał, więc chyba za mało jednak chodziliśmy ^^ Wpadło parę keszy, a przy okazji pękła mi pierwsza setka znalezień.

Z ciekawostek - 100. skrzynka to "Priorytetem proszę!"... Poczta Polska prześladować mnie będzie chyba już do końca życia. Razem z Miśkiewiczem. Bo przecież jesteśmy na niego "dożywotnio skazani".

O rozbieraniu na kawałki zabytkowych budowli obronnych nie wspomnę, bo nie wypada :P

Anyway, WrocLove okazał się - zgodnie z oficjalnym hasłem reklamowym - miejscem spotkań. Bo tak: w środę Pani Miszczyni doczołgała się na kawę i nawet ślubnego zaciągnęła do towarzystwa. Ja miałam lekki odlot i głupawki dostawałam, tylko już nie pamiętam po czym. Hmm... ale to musiało być coś dobrego :P W piątek Aki poszedł do pracy wybierać menu na maj (^^), więc skoczyłam do Poznania. A szafmen przyprowadził kolegę i było wesoło. Bez macania armat i zbereźnych dowcipów się nie obyło :P
Czwartek mi umknął. W czwartek Braciach for our sake przełożył lekowanie się na późniejszą godzinę i znowu skończyliśmy w herbaciarni. Brat - ja cię z tym ZOO jeszcze dopadnę!

No i sobota. Sobota to oddzielna historia. Jak już się nie udało zebrać całej ekipy w jeden dzień, to spotykaliśmy się na raty. W sobotę padło na Eks-Postrach-Klanu-Miszczynię, Lori :D Jak się duet A+D zebrał, to się postanowił zabawić cudzym kosztem. Sms z potwierdzeniem i miejscem spotkania wyglądał tak: "koordy (jej bloku). Ubierz coś, co można pobrudzić." Pięć minut później telefon. Z pytaniem, o miejsce spotkania? Nie... Gdzie leziemy, skoro pobrudzić? Nie... To by za proste było. "Jak bardzo pobrudzić?" :P Koniec końców, wylądowaliśmy - bardzo grzecznie i niebrudząco - w ogrodzie Ossolineum i na Ostrowie, ale cośmy się uśmiali to nasze.

Szkoda tylko, że Piła i spotkanie z Pierwszą nie wyszło. Ciekawe, ale nie jest mi aż tak bardzo żal. Może dlatego, że powiedziała mi kiedyś, że jak przyjdzie właściwy czas, to się spotkamy. Jakoś nie potrafię jej nie wierzyć...

Tyle tytułem zaległości (i odwlekania pisania magisterki :P)

Suteki da ne?

1 komentarz:

  1. To ja Ci przypomnę - żelków się nażarłaś i to one Ci namieszały w główce - z czym te żelki, nie wnikam :) I tak w ramach wyjaśnienia tego mojego zdechu, zdechu na spotkanku - Ktoś mi od środka dał popalić - nie wiem, jak wygląda choroba lokomocyjna, ale chyba tylko do tego mogę działania Małego Ktosia porównać ;)
    Zatem dobra nowina przekazana, pozdrawiamy z Wrocławia 2w1+1 i czekamy na kolejne spotkanie.

    OdpowiedzUsuń