Suteki da ne...
piątek, 24 października 2025
przesiadka
A jak trzeba, to Bóg spóźni ci pociąg, żebyś nie zgrzeszył. Tylko zaufaj, że koniec końców wszystko On sam rozwiąże.
czwartek, 14 sierpnia 2025
trzy trzy
To już prawie trzy lata, jak zaczęło się sypać.
Tyle co nic, ktoś powie. I prawda, trzydzieści kilka czekałam, aż pojawi się w moim życiu. Cierpliwości mi nie brakuje. Ale w kontekście czterech i pół roku, które dzieliłyśmy - te trzy wyglądają już zupełnie inaczej. Każą poddawać w wątpliwość nadzieję i możliwości na zmianę.
Żebym chociaż wiedziała, jak długo jeszcze. Więc idę i Go pytam.
A On: Nie mówię, że aż trzy lata. Ale trzydzieści trzy lata.
Trzy trzy lata właściwie.
To więcej czy mniej niż te izraelowe czterdzieści? Które tak w ogóle nie oznacza ponoć dokładnie czterdziestu, ale długi ale skończony okres czasu.
Shalom shalom
poniedziałek, 29 kwietnia 2024
zapatrzenie
Trzy drafty notek kurzą się w roboczych, a ja właśnie zaczynam kolejną. Więc do rzeczy, żebym i tej nie odłożyła.
A Piotr wyszedł z łodzi i po prostu poszedł po falach.
Jeśli nie skojarzyliście wcześniej sceny, to podpowiadam: Ewangelia według św. Mateusza, rozdział 14, wersety od 22 do 33. Fragment, który utknął mi w sercu od kiedy siedzieliśmy z nim w czasie formacji oazowej, ale który też ostatnio dość mocno wraca w różnych sytuacjach.
No dobrze, jest burza, Piotr wychodzi z łodzi i idzie po wodzie do Jezusa. I nagle dociera do niego rzeczywistość sytuacji - bo to, że na Słowo Mistrza stanął na falach, nie uciszyło jeziora, nie zatrzymało burzy, nie zmieniło nocy w dzień.
Piotr nagle zdaje sobie sprawę z niemożliwego, które się dokonuje. Że od pochłonięcia przez szalejący żywioł - od śmierci - dzieli go tak naprawdę... coś absurdalnie kruchego. I ten moment wystarcza, by zaczął tonąć. Ale nie dlatego, że uświadomił sobie grozę sytuacji czy stracił wiarę w to, że to jest możliwe.
Jakkolwiek krótkie nie byłoby spojrzenie na to, co dookoła niego, na ten właśnie moment Piotr odwrócił oczy od Jezusa. A to właśnie zapatrzenie w Mistrza niosło go po wodzie.
Gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go.
Piotr nawet nie próbuje sam utrzymać się na powierzchni, tylko od razu zwraca się do Jezusa. Wiedziony jakimś instynktem ponownie zwraca na niego spojrzenie i woła o pomoc. A Jezus? Natychmiast wyciąga rękę, żeby go chwycić.
Natychmiast.
Dla Piotra to mogła być najdłuższa chwila w życiu, a jednak ewangelista podkreśla, że Jezus odpowiedział na jego wołanie bez zwłoki.
Tyle Ewangelia.
Od początku Wielkiego Postu chodzę w jakimś niewyjaśnionym pocieszeniu. Gdzieś głęboko w duszy mam przekonanie, że tamta rozsypana relacja zostanie odbudowana. I nieważne, że tu i teraz wydaje się to absolutnie niemożliwe - dopóki nie zacznę się oglądać na burzę i noc, nadzieja niesie mnie po wodzie. Ufność Obietnicy, zapatrzenie i zawierzenie.
Przychodzą jednak chwile i dni, gdy zaczynam kombinować po swojemu - że może zrobię tak, że może jeszcze to pomodlę, że po upływie pewnego czasu w taki sposób spróbuję naprawić sytuację. W takich chwilach bardzo szybko wraca niepokój, a czasami wręcz lęk - bo przecież tu i teraz nie ma nic, jest głęboka noc, a ostatnie interakcje przywodzą na myśl burzę.
Lekarstwo? Myślę, że już się sami domyślacie - skupić się na Jezusie. Kurczowo uczepić się obietnicy - zawierzyć aktem woli.
A On już się zajmie resztą.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)